Talerz lub miska gorącej, pachnącej zupy. Do tego grzanka lub kanapka. Czy nie sądzicie, że świat po takim posiłku wygląda znacznie lepiej? Nastrój coraz lepszy, ciepło miło rozchodzi się po całym ciele, wszystko zaczynam widzieć znacznie bardziej pozytywnie. Zanim przejdę do dalszego ciągu opowieści o zupach, chciałbym jeszcze dodać, że gdy gotujemy rosół na zbyt małej ilości składników, na kilku skrzydełkach czy korpusie (nam także to się zdarza, gdy zabiegani zapominamy o uzupełnieniu zapasów w lodówce) nieodzowna staje się kostka rosołowa. To ona sprawi, że nasz bulion będzie intensywny i zdecydowany w smaku.
Mamy już odpowiedni wywar, możemy przejść do gotowania zup. Zacznę sezonowo, czyli od grzybowych. Mój kolega z kuchni Knorr, Marcin Markowski, pisał już o zupach grzybowych na blogu, ale chciałbym dorzucić jeszcze swoje trzy grosze, bo temat jest mi szczególnie bliski. Po prostu uwielbiam zupy grzybowe. :)

Na jesieni królują grzyby leśne, kurki, podgrzybki, koźlaki czy prawdziwki. W zupach dają wyjątkowy smak, cudowny aromat. Z rozrzewnieniem wspominam zupę grzybową mojej mamy. Do takiej zupy mama gotowała mięsny wywar, często na kościach wieprzowych, z tradycyjną włoszczyzną i ziemniakami pokrojonymi w kostkę. Grzyby kroiła wcześniej na mniejsze kawałki i podsmażała oddzielnie na patelni z cebulą i czosnkiem. Grzyby wędrowały następnie do garnka z bulionem, wraz ze szczyptą majeranku i kilkoma łyżkami kwaśnej śmietany. Zupa nie gotowała się długo, aby nie utracić cennego grzybowego aromatu. A my, domownicy zawsze wiedzieliśmy, że na obiad będzie właśnie grzybowa. Leśne skarby dają niepowtarzalny, jedyny w swoim rodzaju zapach.

Zapraszam do korzystania z sezonu grzybowego póki trwa. W następnym odcinku zajmę się zupami warzywnymi, dziennej porcji wszystkiego, co najlepsze.

Zapraszam